Poezja

Izabela Mełech-Ostrzeniewska – Moje wiersze

Izabela Mełech-Ostrzeniewska, jak czytamy na czwartej stronie okładki, pisze od zawsze. Nie jest to najwidoczniej pusty slogan, utarty, schematyczny wybieg marketingowy. Owszem, czasami tak się robi, by dodać obie powagi (grunt, że nie ma nić o życiu rodzinnym, bo to już farsa) ale wystarczy że otworzymy jej debiutancki tomik, a uderzy w nas dojrzała i przemyślana twórczość. To cieszy przede wszystkim dlatego, że to jej pierwsza tak duża publikacja. I mnie to pasuj, bo o wiele łatwiej pisać o kimś, kto na rynku dopiero się pojawia niż postaci słynnej w świecie literatury. Choć po lekturze, o której Wam opowiem, mam przeczucie, że o tej Pani nie raz jeszcze usłyszymy.

Dłuższą chwilę mi zajęło identyfikowania tej poezji oraz odniesienie jej do tego co sam w swym krótkim (dotychczas) życiu czytałem. W nagłym olśnieniu podjąłem decyzję, że autorce blisko do Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, poetce, która co rusz urzeka mnie darem literackim. Mełech-Ostrzeniewska przypomina ją tak w sposobie operowania słowem jak i w perspektywie w jakiej obrazuje świat. I tym o czym w swej twórczości traktuje.

Poetka świetnie odnajduje się w skromnych, nieco ascetycznych, krótkich formach wierszowanych. Przypominają miniatury, fraszki, momentami nawet haiku. Autorka doskonale, przynajmniej w większości utworów, operuje słowem. Bawi się nim ale i rozsądnie szafuje metaforą. Nie ma tu przepychu, przerostu formy nad treścią, jest za to pewna zwiewność i ulotność. Czuć, że to poezja świadoma.

To przede wszystkim utwory traktujące o miłości. Uczuciu tak pięknym jak i tragicznym. Znajdziemy tu „relacje” z upojnych nocy, chwile oczekiwania i zwątpienia. Zwiedzimy zakamarki duszy osoby skrzywdzonej, nieszczęśliwie i szczęśliwie zakochanej, obezwładnionej i wyzwolonej spod władzy tego straszliwego uczucia.
W tych wierszach zawarte jest wszystko to, co na temat relacji damsko-męskich można było napisać. Nie tylko z perspektywy kobiety. Obraz to zarówno trzeźwy jak i upajający. Paradoksalny.

Wiersze te pisano od września do grudnia ubiegłego roku. Ich nieco pesymistyczny (momentami dość mocno) i refleksyjny charakter można by – pragmatycznie – przypisać jesienno-zimowej depresji, która spada na co delikatniejsze i bardziej wyczulone osoby. Owszem. Jest tu smutek i tęsknota. Czy rozpacz? Tego by chyba było za wiele.

To dobre teksty. Poruszające i pouczające. Czasami martwią, innym razem bawią, kolejnym zaś zadziwiają trafnością w opisach otaczającej nas rzeczywistości.

Często pisze się o tomikach poetyckich, że ich zawartość układa się w pewien cykl. Nie znam się na tym aż tak ale czuję, że z każdym kolejnym tekstem (bo musi być w tym reguła) samoświadomość poetki osiągała coraz wyższy stopień. Słowa stają się coraz rozważniejsze, fraza nieco bardziej oszczędna. I rozsądku więcej niż miłosnego uniesienia.

Pani Mełech-Ostrzeniewska to dusza zrazu płochliwa, a równocześnie mocno stąpające po ziemi, czym sama siebie zaskakuje. Romantyczka, choć nieco kpiarska, kobieta niezależna ale w chwilach samotności nie umiejąca uchronić się przez rozpamiętywaniem przeszłości.   źródło opisu: http://literacka-kanciapa.blogspot.com/2012/07/rec…(?) źródło okładki: http://literacka-kanciapa.blogspot.com/2012/07/rec…»

Wydawnictwo:
Warszawska Firma Wydawnicza
liczba stron:
56

słowa kluczowe:
poezja , debiut

kategoria:
poezja

język:
polski

Dodaj komentarz