publicystyka literacka i eseje

Jędrzej Giertych – Tragizm losów Polski

Wokół książki Tragizm losów Polski

Tekst wystąpienia Karola Wojciechowskiego podczas uroczystej sesji poświęconej Jędrzejowi Giertychowi, zorganizowanej w dniu 11 listopada 2003 roku w Warszawie.

W roku 2003, Roku Giertychowskim, mija 67 lat od publikacji książki Jędrzeja Giertycha Tragizm losów Polski. Jakkolwiek rocznica nie jest okrągła, okazja sprzyja, aby właśnie dziś poświęcić tej książce nieco więcej słów. Dlatego też, w moim krótkim wystąpieniu, chciałbym Państwu przedstawić kilka faktów związanych z tym tematem.

Gdy w roku 1936 Jędrzej Giertych wydawał książkę Tragizm losów Polski, pisano w prasie o autorze, że był już „znanym chlubnie publicystą”. Rozpoczynając kilkanaście lat wcześniej swoją działalność w Kurierze Warszawskim, wkrótce stał się jednym z czołowych pisarzy politycznych ruchu narodowego. Od początku lat 30. Jędrzej Giertych ogłaszał swoje artykuły w elitarnej Myśli Narodowej, a w 1933 r. został, na osobiste żądanie Romana Dmowskiego, zatrudniony na stałe w redakcji Gazety Warszawskiej.

Jednak to dopiero dzięki książce Tragizm losów Polski, stał się Jędrzej Giertych publicystą powszechnie znanym społeczeństwu, tak iż wkrótce sam Dmowski uznał go za najlepszego spośród swoich uczniów.

„Kij w mrowisko”

W zamierzeniu książka Tragizm losów Polski — jak napisał w przedmowie sam Jędrzej Giertych — „mimo że traktuje o historii, nie jest publikacją naukową: jest to książka, należąca do dziedziny publicystyki politycznej”. Ma więc ona charakter raczej popularny, aniżeli ściśle naukowy, jednak w wielu fragmentach — szczególnie dotyczących czasów nowszych — książka ta wydaje się posiadać cechy dzieła naukowego.

Czym była istotnie? Książka przedstawiała czytelnikowi pogląd na czasy najnowsze i nowożytne, a wykorzystywała w swej treści zdobycze zawodowych historyków, w szczególności odkrycia Kazimierza Mariana Morawskiego. Giertych zwrócił jednak uwagę, że zasadniczy zrąb poglądów wyrażonych w książce — m.in. na temat wolnomularstwa — był dorobkiem Romana Dmowskiego.

Jeśli chodzi o część pracy poświęconą czasom nowożytnym, recenzent książki Jędrzeja Giertycha, wybitny polski historyk Feliks Koneczny, pisał, że „autor wytworzył sobie taką oś z przekonania, że nowożytne dzieje Polski zawisły od tajnych stowarzyszeń, które zaczęły się […] już na dworze Bony […]. Związki te nabrały takiej mocy, iż naród polski nie zdołał im sprostać ni siłą fizyczną, ni inteligencją. One parły do rozbiorów Polski już od XVII w. (Karol Gustaw), one narzuciły nam prusofilskie złudzenia prawdziwie samobójcze i w końcu urządziły powstania, po których grzęzło się coraz niżej”.

W części poświęconej czasom nowszym, Jędrzej Giertych przedstawił dzieje tzw. endecji, natomiast druzgocącej krytyce poddał politykę Piłsudskiego, zarówno w czasach I wojny światowej, jak i w pierwszych latach odbudowania II RP, oraz politykę rządów tzw. sanacji po 1926 roku. Ponieważ w Polsce „sanacyjnej” panowała dość ostra cenzura i ogólnie ostro ze sobą polemizowano, wokół książki zrobił się niemały „zgiełk” publicystyczny, jak to określił Koneczny, pewien „huczek”, a właściwie łoskot skierowany „przeciwko” osobie Jędrzeja Giertycha. Oto przykład: w piśmie tzw. „państwowym”, czyli rządowo–sanacyjnym, ściśle powiązany ze środowiskami piłsudczykowskimi, Wincenty Rzymowski, niezwykle antyendecki komentator i autor m.in. broszury pt. Roman Dmowski — Czciciel Diabła, nazwał książkę Jędrzeja Giertycha „paszkwilem”, i co ciekawe — „paszkwilem na Polskę”! Według Rzymowskiego bowiem, Jędrzej Giertych znieważył Polskę. Gromił więc Giertycha–narodowca za brak patriotyzmu. Napisał on m.in.: „sama karykaturalność, sama potworność wynaturzenia, któremu p. Giertych poddaje historię naszą, aby podciągnąć ją pod smak oraz interes endecki, przekonywa nas, że ten niewolniczy czeladnik Dmowskich […] nie może, nie ma prawa sięgać po przedstawicielstwo młodego pokolenia wśród kół młodzieży nastrojonych na elementarny choćby ton patriotyzmu”. Warto w tym miejscu dodać, że Rzymowski został w 1944 r. członkiem komunistycznego PKWN, w którym powierzono mu odpowiedzialność za sprawy „kultury”. Zupełnie inaczej przyjęto pracę Jędrzeja Giertycha w szerokiej prasie narodowej. Polemiki z Rzymowskim podjął się słynny publicysta i redaktor naczelny Myśli Narodowej Zygmunt Wasilewski, który oskarżenia Rzymowskiego porównał do pewnej anegdotki o niepolskim adwokacie, który stając w obronie fałszerza banknotów, taką oto wyciął reprymendę prokuratorowi: „Dajmy na to, że mój klient fałszował. Ale ujawnienie takich faktów jest paszkwilem, popełnionym względem sfer przemysłowych i handlowych naszego społeczeństwa”. Według redaktora Wasilewskiego, Rzymowski rzucił się „z wściekłością na Giertycha” za to, że ten pisząc o tragizmie losów Polski, pozwolił sobie na ujawnienie faktów niewygodnych dla pewnych „grup społecznych”.

Książkę od strony merytorycznej recenzował wspomniany już prof. Feliks Koneczny. Ocenił on dzieło pozytywnie, przede wszystkim jako przykład „publicystyki książkowej”. Będąc zawodowym historykiem wytknął on jednak Giertychowi kilka błędów, m.in. zbyt surową krytykę powstania kościuszkowskiego. Kończył jednak swój wywód stwierdzeniem, że „jest to dzieło poważne […] (a) nasza literatura polityczna doznała pewnego wstrząsu, wróżącego urodzaj, że tedy p. Giertych nie będzie zlekceważony w dziejach tego piśmiennictwa”.

Konfiskata i stos

Wydaje się jednak, że najciekawsze są wydarzenia i okoliczności, które miały miejsce już po znalezieniu się książki na półkach księgarskich.

Otóż Tragizm losów Polski został opublikowany nakładem katolickiej spółki wydawniczej „Pielgrzym” w Pelplinie, ściśle mówiąc, staraniem kierownika tej spółki, księdza Jerzego Chudzińskiego. Dokładnie tydzień po ukazaniu się jej w księgarniach, zwrócił na nią uwagę ówczesny premier Felicjan Sławoj–Składkowski, który natychmiastowo nakazał jej konfiskatę na zasadzie artykułu kodeksu karnego, który mówił o „rozpowszechnianiu fałszywych wiadomości, mogących wywołać niepokój publiczny”. Komunikat premiera o tej decyzji ukazał się w prasie rano w dniu, w którym policja miała dokonać konfiskaty, ale dopiero w południe. Stąd też udało się księgarniom sprzedać około 1000 egzemplarzy. Natomiast drukarni w Pelplinie policja skonfiskowała około 3000 egzemplarzy.

Według niemieckiej procedury sądowej, obowiązującej jeszcze wtedy na Pomorzu (gdzie książka się ukazała), w sprawach tego rodzaju obligatoryjne było tzw. półroczne przedawnienie. Tymczasem Jędrzej Giertych — dzięki licznym kontaktom osobistym na Pomorzu — otrzymał poufną informację, że istnieje plan zwlekania z wytoczeniem mu procesu, tak żeby doszło do przedawnienia, a wówczas można byłoby uznać sprawę za zamkniętą i dokonać zatwierdzenia tymczasowej konfiskaty policyjnej drogą zaocznej decyzji sądowej. Chodziło mianowicie o to, że z kół rządowych były ponoć wywierane naciski na prokuratora w Stargardzie, któremu sprawy pelplińskie podlegały, aby (w cudzysłowie) „przez zapomnienie” nie wszczynał procesu przeciwko Jędrzejowi Giertychowi, tylko po sześciu miesiącach sprawę umorzył i nakazał spalenie całego nakładu książki, nie dopuszczając do rozprawy sądowej, w której Jędrzej Giertych udowodniłby prawdziwość podanych w książce faktów.

Po otrzymaniu takiej informacji, Jędrzej Giertych ogłosił w prasie list otwarty do właściwego prokuratora na Pomorzu z apelem, aby ten nie zapomniał wszcząć przeciwko autorowi Tragizmu [losów Polski] aktu oskarżenia, ponieważ podejrzany chce i ma prawo udowodnić, że ogłoszone w książce fakty są prawdziwe i że konfiskata jest bezzasadna. Przez następne dni Giertych zamieszczał w prasie podobne ogłoszenia o takiej mniej więcej treści: „przypominam panu prokuratorowi, że do dnia, w którym sprawa ulegnie przedawnieniu zostało jeszcze [tyle a tyle] dni”. Następnego dnia, że Giertych informował, że do sprawy pozostał jeden dzień mniej, itd. Prokurator w końcu się ugiął i wniósł skargę, a termin procesu wyznaczono na maj 1937 roku. Przypuszczano, że Jędrzej Giertych nie stawi się na sprawie, ponieważ w tym czasie przebywał w Hiszpanii jako korespondent Kuriera Poznańskiego, skąd przekazywał relacje z wydarzeń związanych z toczącą się tam wojną gen. Franco. Uważano więc, że sprawę „da się załatwić” podczas nieobecności oskarżonego w Polsce. Tymczasem Jędrzej Giertych wrócił do kraju wcześniej, niż to planowano, i na sprawę stawił się z grupą pięciu adwokatów, wśród których znalazł się również prezes Stronnictwa Narodowego, mecenas Kazimierz Kowalski. Co prawda rozprawa odbyła się, ale miała charakter wyłącznie formalny. Po ustaleniu liczby świadków, których należało konieczne wezwać, sprawę odroczono. Proces przenoszono pod najrozmaitszymi pretekstami ze Stargardu do Torunia, następnie do Poznania, a wreszcie do Warszawy. Proces odbył się w końcu w stolicy, ale — co ciekawe — Jędrzeja Giertycha jako oskarżonego nie wezwano. Prokurator Władysław Sieroszewski (syn znanego powieściopisarza Wacława), w ręce którego przeszła cała sprawa, oświadczył, że się ją umarza, ponieważ sam oskarżony jest przekonany, że napisał prawdę, a więc działał w dobrej wierze i na żadną karę nie zasługuje. Dlatego też nie zachodzi potrzeba publicznej rozprawy. Z drugiej strony, prokurator Sieroszewski był przekonany, że książka Giertycha zawierała wiadomości „fałszywe”. Postawił więc wniosek o zatwierdzenie konfiskaty. Sąd wniosek prokuratora przyjął, a oskarżonego uwolniono od zarzutów. Następnie policja spaliła cały nakład.

Dziwny sojusz

Tak oto układały się dzieje książki za „panowania” sanacji. W latach II wojny światowej niemieckie władze okupacyjne, podobnie jak władze sanacyjne, nakazały dalsze niszczenie omawianej książki. Co ciekawe, tytuł ten został umieszczony przez władze hitlerowskie na poufnej liście książek zakazanych w latach 1938–1941. Lista obejmowała książki z całego świata, m.in. były na nią wpisane dzieła Ernesta Hemingway’a i Tomasza Manna. Na liście znalazło się około 18 książek polskich, a wśród nich m.in. utwory Mickiewicza oraz Tragizm losów Polski pióra Jędrzeja Giertycha. Wcześniej, bo już w 1936 roku, władze niemieckie wydały streszczenie Tragizmu [losów Polski] w formie tajnej, bez zgody autora, z przeznaczeniem tylko dla niemieckich urzędników.

Po wojnie komunistyczne władze w Polsce również nakazały dalsze wyszukiwanie i niszczenie egzemplarzy książki, których już nie palono, ale dawano na przemiał. Po latach Jędrzej Giertych zauważył co następuje: „zarysował się dość osobliwy, solidarny front polskiego obozu sanacyjnego, hitlerowców i komunistów, wspólnie pracujących nad tym, by zagłuszyć te prawdy, które w tej książce wyłuszczyłem i starających się osiągnąć to przez niszczenie egzemplarzy tej książki”.

Z książką tą wiążą się też szczególne przeżycia osobiste Jędrzeja Giertycha. Otóż — jak się wydaje — Jędrzej Giertych „o włos” niemal uniknął, w konsekwencji represji, obozu koncentracyjnego w Berezie Kartuskiej. Pewnego dnia, późną nocą, zjawiła się w mieszkaniu Giertycha w Warszawie policja i, nie podając żadnego uzasadnienia ani nie okazując żadnego nakazu sądowego, przeprowadziła w całym mieszkaniu rewizję, po czym Giertycha aresztowano i zawieziono do więzienia, gdzie w zimnie i wilgoci, oraz „w towarzystwie” kryminalistów, spędził prawie 48 godzin na betonowej podłodze. Do żadnego przesłuchania nie doszło i po dwóch dniach wypuszczono go na wolność bez żadnych wyjaśnień. Tymczasem okazało się, że podczas pobytu Giertycha w więzieniu ukazał się w prasie warszawskiej komunikat, o jego aresztowaniu i wysłaniu do Berezy Kartuskiej. W tym mniej więcej też czasie, rodzice Jędrzeja Giertycha otrzymali anonimowy telefon z informacją, że na syna planowany jest napad, który ma być karą za napisanie Tragizmu losów Polski. Jędrzej Giertych już po latach wspominał, że „na wszelki wypadek, gdy wypadało mi potem […] wracać do domu piechotą późnym wieczorem, chodziłem wtedy przez pewien czas z rewolwerem w kieszeni i palcem na spuście, a chodziłem po jezdni, nie po chodniku, by mieć większe pole widzenia i by mnie ktoś nie zaskoczył z bramy lub zza węgła”.

Wkrótce w Polsce doszło do uchwalenia ustawy o tzw. „ochronie czci Marszałka Piłsudskiego”. Zgodnie z nią krytyczne wypowiadanie się o osobie lub polityce Piłsudskiego było przestępstwem podlegającym karze. Trudno nie postrzec tego jako dość niespotykanej osobliwości prawnej. Nie chodziło tu bowiem o krytykowanie dyktatora sprawującego władzę. Piłsudski już wówczas nie żył. W rzeczywistości chodziło o prawo do krytyki historycznej. Stąd też, współcześni uważali, że do wydania ustawy przyczyniła się właśnie książka Tragizm losów Polski i trudności, z jakimi rząd sanacyjny miał do czynienia w związku z jej pojawieniem się. Chciano na przyszłość uniknąć podobnych sytuacji. Do takich więc anomalii posuwał się reżim sanacyjny.

Ciekawe świadectwo o książce daje też p. Stanisław Kozanecki, który jako przedwojenny kierownik Narodowej Organizacji Gimnazjalnej (NOGA) w Sandomierzu wspominał, że Tragizm [losów Polski] należał do lektur podstawowych. Pan Kozanecki przypadkowo jako zadanie maturalne otrzymał temat „Przyczyny upadku powstań”. Znając książkę Giertycha „prawie na pamięć”, napisał pracę liczącą 16 stron, na których [niemalże dosłownie] zacytował argumenty przedstawione przez Jędrzeja Giertycha. Za to maturalne zadanie otrzymał ocenę niedostateczną.

W swoim życiu Jędrzej Giertych napisał jeszcze wiele książek. Jednak chyba żadna nie dorównała popularnością Tragizmowi [losów Polski]. Prawdopodobnie wynika to m.in. z faktu, że późniejsze publikacje historyczne Jędrzeja Giertycha cechuje w dużo większym stopniu charakter naukowy tych dzieł. Sam autor natomiast zrewidował kilka poglądów głoszonych wcześniej w Tragizmie [losów Polski]: m.in. stał on później na stanowisku, że wybuch insurekcji kościuszkowskiej był jednak wówczas nieunikniony.

Podsumowując okoliczności związane z wydaniem Tragizmu [losów Polski], Jędrzej Giertych napisał, że „walka o historyczną prawdę czasami nie jest łatwa […] nie jest wolna od przykrości, a nawet niebezpieczeństw. Walcząc o prawdę historyczną, dotyczącą Piłsudskiego, pokonywać musiałem […] takie trudności, z jakimi przeciętny badacz historyczny z reguły do czynienia nie ma”. I pracę tę Jędrzej Giertych — pomimo trudnych i ciężkich czasem kolei życia — podjął w pełni. Od 1946 roku aż do śmierci opublikował około 30 dużych książek historycznych.

Karol Wojciechowski

Spis treści

Wokół książki „Tragizm losów Polski”
Przedmowa do pierwszego wydania
Wstęp
Załamanie się dążeń mocarstwowych i upadek państwa
Główna przyczyna upadku Polski
Początki tajnych związków w Polsce
„Potop” i jego skutki
Sobieski
Czasy saskie
Czasy stanisławowskie
Rozbiory
Sejm czteroletni
Insurekcja kościuszkowska
Koniec dawnej Rzeczypospolitej
Polska pod zaborami
Epoka napoleońska
Powstanie listopadowe
Powstanie styczniowe
Polska na drodze do niepodległości
Powstanie ruchu wszechpolskiego
Skierowanie frontu przeciw Niemcom
Wojna rosyjsko–japońska i jej skutki
Zbliżanie się wielkiej wojny
Wybuch wielkiej wojny
Walka o rekruta polskiego pod okupacją
Rewolucja rosyjska i pokój brzeski
Zakończenie wojny światowej
Usunięcie zaborców i początki niepodległości
Traktat Wersalski
Wojna o kresy, inwazja bolszewicka, traktat ryski
Ostatnie sprawy sporne na zachodzie
Sprawa Wilna i Litwy
Polska odbudowana
Czasy przedmajowe
Zamach majowy
Rządy „sanacji”
„Kryzys”
Dodatek   źródło opisu: http://www.ostoja.pl/zakupy/?66,tragizm-losow-polski-jedrzej-giertych źródło okładki: http://www.ostoja.pl/zakupy/?66,tragizm-losow-polski-jedrzej-giertych

Wydawnictwo:
Dom Wydawniczy ”Ostoja”
data wydania:
2005 (data przybliżona)

ISBN:
8360048452

liczba stron:
425

słowa kluczowe:
Publicystyka , polityka , historia , Polska , endecja

kategoria:
publicystyka literacka i eseje

język:
polski

Dodaj komentarz